Chcę dziś postawić śmiałą tezę, że podejmując różne decyzje, czy te małe, czy też duże, kreujemy swoje życie. Od nas samych zależy to, jak ono wygląda, jakie mamy priorytety i jak postrzegamy siebie. To nasze życie i my jesteśmy za nie odpowiedzialni.
Obserwując swoje życie, a także osób mi bliskich, czy też znajomych zastanawiałam się niejednokrotnie nad tym na ile mamy wpływ na to w jakim kierunku podąża nasze życie. I myślę, że to właśnie my przede wszystkim kreujemy je dokonując wyborów małych, czy dużych i podejmując określone decyzje. Czasami jest to sprawa dotycząca na przykład wyboru książki, którą danego dnia będziemy czytać, a innym razem znalezienie odpowiedzi na pytanie, czy opuścić swój kraj i poszukiwać lepszego, spokojniejszego, szczęśliwego życia w innym miejscu na ziemi.
Do napisania tego tekstu skłoniły mnie rozmowy z przyjaciółmi i znajomymi. Większość z nich uważa, że ja i mój mąż jesteśmy szczęśliwi, mamy dobre, spokojne życie, z którego korzystamy przede wszystkim podróżując. I tak, istotnie, obecnie tak jest. Jednakże droga do tego momentu była długa i niekiedy nie prosta, wręcz z wieloma zakrętami. Do tego etapu życia, w którym obecnie jesteśmy, doprowadziły nas tylko i wyłącznie nasze wybory i aktywności. I dlatego uważam, że poprzez podejmowane decyzje kreujemy swoje życie.
Przykładów ze swojego życia mogłabym przytoczyć bardzo wiele. Takich, które miały pozytywny wpływ na życie moje i moich najbliższych, jak i tych z negatywnym wydźwiękiem. Są takie, które bym zmieniła, gdybym podejmowała je obecnie i takie, które podjęłabym wcześniej. Na przykład wybrałabym inny kierunek studiów magisterskich, a już studia podyplomowe pozostałyby jak najbardziej bez zmian. Kolejnym aspektem, który uległby zmianie byłoby spędzanie większości swojego czasu z synkiem, który niestety odszedł do świata aniołów w wieku 15 lat. Jestem z kolei wdzięczna za ostatnie trzy lata spędzone z Adasiem. Cudowne, dobre, szczęśliwe dni w Katarze, gdzie mogliśmy być ze soba cały czas. Poza ostatnim miesiącem życia Adasia. Jednakże żeby to nastąpiło, abyśmy mogli spędzać każdy dzień w taki sposób, trzeba było dokonać wcześniej wyboru, czy wyjechać z Polski czy też nie. Ten moment nastąpił w 2009 roku. Podjęliśmy wspólną decyzję, poprzedzoną jak zwykle rozmową, wówczas we troje, Adaś, ja i mój mąż, że wyjeżdżamy z Polski, ale od razu razem, we troje. Inne rozwiązanie nie wchodziło w grę. Albo wszyscy, albo nikt. Mąż wysłał swoje curriculum vitae do firm produkujących aluminium, gdyż w Polsce stracił możliwość pracy przy produkcji tegoż metalu po zamknięciu jedynej elektrolizy w kraju, a jednocześnie miejsca, w którym mógłby rozwijać się zawodowo, a katarski zakład pierwszy złożył korzystną ofertę dla naszej rodziny. Muszę podkreślić, że mój partner uwielbia to, co robi i jest świetnym fachowcem w swojej branży. A ja wówczas dojrzałam do tego, aby go wspierać zawodowo, sama w tamtym momencie rezygnując z pracy. Wiedziałam, czułam, że dla naszej rodziny, czyli Adasia, mnie i męża tak będzie najlepiej. I nie pomyliłam się. Tak było, choć wówczas różne osoby w Polsce mówiły o naszym wyjeździe, jak o czymś nierealnym. Pytały, gdzie zabieramy Adasia? jak wyobrażamy sobie życie z niepełnosprawnym dzieckiem poruszającym się na wózku elektrycznym w obcym kraju? Mówiły, że Katar to kraj muzułmański i poruszały jeszcze wiele innych wątków. A nasza decyzja była bardzo dobra, choć towarzyszyły jej i obawy. Wyjechaliśmy z Polski zostawiając za sobą pewien etap naszego życia i polecieliśmy do Kataru. Nasz synek często nam powtarzał: ,,moja kochana rodzinka,, ,,nasz domek,, ,,nasze Mesaieed,, (miejscowość w Katarze, w której żyliśmy). Adaś uwielbiał tak, jak i my nasze dobre, spokojne życie w Katarze. Pewnego dnia nastąpił kres tego, o czym może w przyszłości napiszę. Jednakże czuję pewien rodzaj spełnienia, że nasz ukochany, jedyny synek, choć walczył z chorobą, był szczęśliwy. Adaś to mówił, okazywał i cieszył się naszym codziennym życiem, każdym jego dniem. A dla mnie jest to ważne, że mogliśmy przez te ostatnie, wspólne lata, być ze sobą nie rozdrabniając się na pracę, dom i inne sprawy. Tak…tak…to był piękny czas.
W ubiegłym roku podjęliśmy kolejną życiową decyzję. Pozostawiliśmy Katar za sobą i przylecieliśmy do Wietnamu. Potrzebowaliśmy już tej zmiany. Chyba przyciągamy myślami i rozważaniami pewien bieg wydarzeń. A muszę przyznać, że często myślimy podobnie, choć nie zawsze od razu o tym mówimy, a często po prostu nie musimy 🙂 Oczywiście przychodzi moment pojęcia decyzji. My siadamy wówczas, rozmawiamy o aspektach przemawiających na tak i tych przeciw, i podejmujemy wspólną decyzję. Tym razem również i tak było. No i cóż … jesteśmy od kilku miesięcy w Hanoi, a Wietnam jest naszym domem. Z nową energią rozpoczęliśmy kolejny etap w naszym życiu. Oboje uważamy, że to była bardzo dobra decyzja. Tak, jak wówczas ta o wyjeździe z Polski z Adasiem, tak teraz ta sprzed kilku miesięcy o przyjeździe do Wietnamu. Czujemy się szczęśliwi i spełniamy się. Każdy z nas robi to, co lubi, a czas wolny spędzamy razem na podróżach małych i dużych oraz realizacji innych pasji i robieniu tego, co lubimy. Czujemy, że żyjemy i robimy to, co chcemy. Wietnam okazał się dobrym domem, tak domem, dla nas i naszych aktywności.
Rozpisałam się troszkę, ale chciałam pokazać, że podejmując decyzje, czy to trafne, czy też nie, kreujemy swoje życie. Wszystkie z nich maja wpływ na to z kim żyjemy, gdzie żyjemy, jak żyjemy i czym żyjemy. To zależy od naszych wyborów, priorytetów i stosunku do samego siebie.
,, To Twoja własna droga.
Inni mogą przejść ją z Tobą, ale nie za Ciebie … ,,
Anonim
6 komentarzy
Kinga
Masz rację, to my kierujemy naszym życiem podejmując decyzje. Czasem oczywiście dzieją się rzeczy, na które nie mieliśmy wpływu i bywa, że trzeba im się podporządkować, ale rzeczywiście wiele zależy od nas samych. Wy podejmowaliście bardzo trudne decyzje, dla mnie na tę chwilę niewyobrażalne. Życzę Wam, żeby tej energii było jak najwięcej! 🙂
anetagrenda
Dziękuję. Życzę również Tobie dobrych decyzji w Twoim życiu, które spowodują, że będziesz podążać w takim kierunku w jakim sama chcesz. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Maria
Jest dużo spokoju i wewnętrznej spójności, w tym co piszesz, jak wyrażasz emocje. Podziwiam , podziwiam i jeszcze raz podziwiam za stąpanie twardo po ziemi po takiej stracie. Wiec niech już te ścieżki będą Ci kręte, tylko wtedy kiedy chcesz żeby były :)Pozdrawiam
anetagrenda
Dziękuję Ci bardzo. I mam nadzieję, że ścieżki będą kręte tylko z wyboru, a jeśli nie, cóż trzeba będzie się z nimi zmierzyć. Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę Tobie dobrego dnia 🙂
Czesia
Anetko życzę Wam żebyście jak najwięcej podejmowali takich decyzji i spełniali swoje marzenia
anetagrenda
Dziękujemy bardzo 🙂