My Son – bezcenne miejsce archeologiczne i historyczne …

My Son to bezcenne miejsce archeologiczne i historyczne z polskim udziałem w tle, o czym będzie mowa poniżej. Stanowi jedno z najważniejszych, zachowanych częściowo, zakątków należących do Zaginionego Królestwa zamieszkałego przez Czamów. Bo choć na żadnych mapach już go nie ma to historia, archeologia i przodkowie nie pozostawiają złudzeń, że istniało ono naprawdę. Sanktuarium My Son, będące częścią Zaginionego Królestwa, jest na to żywym dowodem. Ten niezwykły zespół architektoniczny powstawał i rozwijał się przez dziesiątki stuleci. My Son było zarówno centrum kulturalnym, duchowym, jak i politycznym, a także miejscem wiecznego spoczynku rodzin królewskich. W moim odczuciu, jeśli chodzi o wygląd i styl zabudowy, to takie małe Angkor Wat. Choć nie przytłacza, to niewątpliwie zadziwia.

 

 

 

 

My Son zostało uznane za Światowe Dziedzictwo UNESCO w 1999 roku. W niezwykłych ruinach, w których widzimy dominację wpływów hinduskich, znajduje się wiele przepięknych wież, kamiennych rzeźb bogów i zwierząt oraz scen mitycznych bitew. Wszystko to położone w otoczeniu dżungli. My Son było zaledwie jednym z ośrodków, które zamieszkiwali Czamowie. Królestwo leżało w środkowej części Wietnamu. Zlokalizowane było na południe od Zatoki Tonkijskiej i ciągnęło się hen, hen na południe. Za kolebkę Zaginionego Królestwa Czamów uznawany jest Półwysep Indochiński, a za pierwszych przedstawicieli plemiona pochodzenia indonezyjskiego. To one właśnie przybyły na tereny obecnego Wietnamu i stworzyły niezwykłe Królestwo Czamów. Pozostawały one zawsze pod silnym wpływem kultury indyjskiej stąd wiele świątyń jest poświęconych hinduskim bogom i boginiom, a Siwa, uważany był za obrońcę królów Champy.

 

„Rudy, spatynowany szarością kolor starych cegieł. Skłębiona zieleń krzewów, lian, opuncji, kaktusów.
Zieleń, która urzeka, lecz z którą trzeba walczyć, choc tak pięknie kontrastuje z kolorem ruin.
Ogromne niebo nad kotliną zamkniętą kręgiem zębatych wzgórz.
Ten krajobraz i wszystko, co w nim jeszcze nie odkryte, nie zbadane, może istotnie śnić się po nocach.”(*)

 

W II wieku naszej ery nastąpił początek największego rozkwitu. Wówczas granice Zaginionego Królestwa rozciągały się aż od Hue na północy do Phan Thiet na południu. Rozproszeni Czamowie zajmowali ogromne terytorium i wydawali się być potęgą. Ten styl życia w przyszłości miał przynieść im jednak zgubę. Pomyśleć tylko, że Zaginione Królestwo, którego dziś nie ma, zamieszkiwała starożytna cywilizacja, a ono samo było niezależnym państwem od wieku II do XVII. Samo My Son swój rozkwit datuje na okres od IV do XIII wieku. To wówczas powstała znakomita większość zabudowy. Początkowo drewniane konstrukcje, zniszczone w znacznej mierze przez pożar, zamieniono na czerwone cegły, które łączono w dalszych latach z piaskowcem. Do dziś stanowi ono jedno z najważniejszych miejsc dziedzictwa zarówno dla Wietnamu, jak i Azji Południowo-Wschodniej. Większość ocalałych konstrukcji w My Son to zabudowy ceglane.

 

„Podczas tej pracy odkryto znowu niezwykłe znalezisko. Tym razem nie złoto, lecz skarb innego rodzaju.
Nasi rodacy w roku 1988 zajęli się fundamentami muru, oddzielającego dwa zespoły wież: B i C.
Mur ten osiadł. Zamierzali więc go rozebrać i potem, odpowiednio zabezpieczywszy, ułożyc na nowo.
Kiedy do tego przystąpili, zaskoczył ich widok płyt kamiennych ukrytych wewnątrz ceglanego muru. (…)
Wygladało na to, że cos w tym miejscu zostało ukryte. Ale co? (…)
Polacy odkryli pierwszy i dotychczas jedyny grobowiec czamskiego króla.”(*)

 

W 1832 roku Czampa została zaanektowana przez wietnamskiego cesarza Minha Manga. Kompleks My Son został w dużej mierze zapomniany. Został porośnięty przez dżunglę. W 1898 roku Francuz M.C. Paris odkrył na nowo kompleks. Doprowadziło to do zbadania i częściowego przywrócenia Sanktuarium do dawnej świetności. W pracach brało udział École française d’Extrême-Orient i inne towarzystwa naukowe. Francuzom Henriemu Parmentierowi i M.L. Finotowi przypisuje się obszerne dokumentowanie architektury My Son w jej ówczesnej formie, łącznie za zdjęciami. Z ich zapisków wiemy, że wówczas w Sanktuarium istniało siedemdziesiąt budowli.

 

„ – Przeżuciliśmy mnóstwo ton gruntu, przekopaliśmy całe złoza gruzu,
znajdując w ziemi i pomiędzy odłamkami cegieł mnóstwo rzeczy bezcennych – powiedział mi Ka Zik w roku 1989.
W tym właśnie roku doprowadzono do końca pracę nad ratowaniem około dwudziestu wież,
których grupy oznaczone są literami: B, C i D. Te wieże przekształcono w tak zwane trwałe ruiny.
Przy odpowiedniej dbałości konserwatorskiej nie grozi im już zagłada.”(*)

 

 

 

II wojna indochińska, a wcześniej nieco także II wojna światowa spowodowała zniszczenie My Son. Najbardziej destrukcyjne były bombardowania dywanowe amerykańskich sił powietrznych. Przyczyniły się one do zniszczenia znakomitej większości architektury. Po II wojnie indochińskiej pozostało ich zaledwie osiemnaście. Po zjednoczeniu Wietnamu w 1975 roku na dobre rozpoczęły się prace konserwatorskie. Dbałość o konserwacje nieruchomości była na wysokim poziomie, zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym. Jednakże, aby do nich przystąpić najpierw usunięto większość niewybuchów. Dopiero wówczas przystąpiono do prac.

 

„Nasi konserwatorzy byli dobrymi fachowcami.
Doświadczonym okiem ujrzeli piękno świątyń, widoczne mimo zniszczenia.
Wzięli się za bary z bezładnymi usypiskami odłamków cegieł i kamieni,
z mnóstwem rozkorzenionych pośród nich krzaków, z pętlami lian.
Rozpoznawali poszczególne budowle oraz ich usytuowanie według planów i rysunków,
sporządzonych niegdyś przez uczonych francuskich.
Wiedzieli, która budowla jest, a raczej była – wieżą A-1, D-1, D-4, C-6 i tak dalej.
Prawie wszystkie zasypane były gruzem. I przede wszystkim należało usunąć ten gruz.”(*)

 

Pracami archeologicznymi i konserwatorskimi zajął się polski zespół z Kazimierzem Kwiatkowskim na czele. Trójka Polaków napotkała na wiele trudności. Brak dokumentacji i literatury oraz niewybuchy to była ich codzienność. To, co pozostało z dokumentacji w dużej mierze znajdowało się w Paryżu. Stopniowo materiałów przybywało i było znacznie łatwiej. Na początku polscy konserwatorzy mieli zamiar dojeżdżać do My Son z Da Nang. Patrząc na mapę wydawało się to łatwe. Rzeczywistość jednak to zweryfikowała. Niby Da Nang i My Son dzieliło zaledwie sześćdziesiąt kilometrów, ale ostatnie dwanaście, a nawet czternaście trzeba było pokonywać pieszo, gdyż nie sposób było dostać się tam chociażby motocyklem, czy rowerem. Urządzono więc, po wietnamsku, tymczasowe lokum w postaci baraków przypominjących szałasy partyzantów z czasów wojny.

 

Rozmowa Moniki Warneńskiej z Kazimierzem Kwiatkowskim:
„Dla mnie to też wielka, wspaniała przygoda. Zawsze cieszę się bardzo, wracając do Mi Son.
Ogromna satysfakcję sprawia mi ratowanie tego, co można tu ocalić, i odnajdowanie tego, co przetrwało.
Ponadto jest to przecież miejsce pełne wielu jeszcze tajemnic i wielu zagadek …”(*)

 

W miarę postępu prac ruiny stawały się coraz piękniejsze. Było widać na każdym kroku jak budowle wracają do życia odsłaniając liczne tajemnice. Zaczynały znów błyszczeć na tle otaczającej je dżungli. Miejscowi nazwali Kazimierza Kwiatkowskiego, czyli Kazika, władcą Zaginionego Królestwa. Dzięki niemu oni, jak i my możemy do dziś podziwiać My Son i to, co udało się odzyskać w wyniku prac konserwatorskich. Wietnamczycy bardzo szanują naszego rodaka za to, co zrobił dla tych okolic, jak i za to, jak bardzo się angażował. Dzięki staraniom między innymi Kazimierza Kwiatkowskiego w 1999 roku My Son zostało wpisane na listę zabytków dziedzictwa światowego UNESCO, tak jak i starówka w Hoi An. Kazimierz Kwiatkowski doczekał się swojego pomnika w dowód podziękowań za jego czyny i wyrazy szacunku za pracę, którą wykonał tutaj w Wietnamie i swoje zaangażowanie.

 

 

 

 

 

My Son to bezcenne miejsce archeologiczne i historyczne. Dla nas Polaków ważne podwójnie ze względu na istotny udział naszych rodaków w czasie prac archeologiczno-konserwatorskich. Dzięki ich poświęceniu i zaangażowaniu możemy dziś podziwiać My Son w obecnym stanie. To miejsce niezwykłe, w którym warto się zatrzymać choć na chwilę odwiedzając okolice Da Nang i Hoi An, o których pisałam we wcześniejszych postach. My Son mnie zauroczyło i rozpoczęło moje poszukiwania na temat Zaginionego Królestwa i historii Czamów. Ruiny są namacalnym świadectwem na to, że Królestwo Czampa istniało i było niezwykłe, jak i budowle, które możemy podziwiać do dziś. Przetrwały one wiele walk, toczyły nierówne bitwy z naturą, która miała na nie niejednokrotnie niszczycielski wpływ. One wciąż są i zachwycają, tak jak i fakt, że potomkowie Czamów wciąż żyją pośród nas, choć ich Królestwa, Zaginionego Królestwa, już nie ma.

 

(*) – fragmenty pochodzą z książki Moniki Warneńskiej „Zaginione Królestwo”

78 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *