Dziękuję, że dziś jest kolejny, dobry dzień…

Budząc się każdego ranka cieszę się, że przede mną kolejny dzień. Choć były momenty w moim życiu, w których wolałam, aby ten dzień nie nadchodził, albo było mi to obojętne.

Obecnie każdego ranka cieszę się na nowy dzień i na to, co on przyniesie. A wieczorami dziękuję Bogu i czuwającemu nade mną Synusiowi, mojemu aniołkowi, za przeżyty dzień. Czy to mają w nim miejsce dobre, piękne zdarzenia, chwile, czy też te o mniej pozytywnym zabarwieniu. Dziękuję również mojemu mężowi za to, że np.: spędziliśmy miło wieczór, czy też za to, że w czymś mi pomógł, albo po prostu za to, że mnie kocha i jest ze mną. Za każdym razem, gdy rozmawiam z siostrą, bliskimi, przyjaciółmi, znajomymi dziękuję za rozmowę, za czas spędzony razem chociażby przez skypa, czy też za przysłaną wiadomość. Staram się żyć z wdzięcznością za to kim jestem, z kim przebywam i co mam. Jeżeli danego dnia wydarzyło się coś nie koniecznie pozytywnego, przyjemnego staram się to przemyśleć i wyciągnąć jakieś wnioski. Zastanawiam się, czy miałam na to osobiście wpływ, dlaczego się to wydarzyło i co w przyszłości zrobić, aby tego uniknąć.

Od zawsze byłam optymistką i nadal jestem. Z tą różnicą, że kiedyś byłam niepoprawną optymistką, a teraz po różnych doświadczeniach, szczęśliwych chwilach i przeżyciach bardzo osobistych tragedii, wzlotach i upadkach, po prostu staram się żyć z optymizmem. Nie zawsze wszystko układa się po mojej myśli, co jest naturalne w naszej podróży życia. Było tak nie raz, nie dwa i jeszcze pewnie wiele takich doświadczeń przede mną. Kiedy przylecieliśmy do Wietnamu też tak było. Również zweryfikowałam swoje plany i dostosowałam do sytuacji. W przeszłości miałam z tym problem. Bardzo trudno przychodziło mi pogodzenie się z tym, co szło nie tak, nie tak jakbym sobie życzyła, albo ktoś miał odmienne zdanie. Potrzebowałam na to czasu. Już jednak małą chwilkę, kiedy podróż jaką jest moje życie dobiegała przed magiczną „40” 🙂 zauważyłam, że coś się zmieniło, że zaszły zmiany w moim podejściu do wielu spraw. Przyczyniły się do tego też  moje przyjaciółki Martusia i Iwonka, które od wielu lat powtarzały mi pewne słowa :), jak i przede wszystkim mój mąż, który „ewoluował” razem ze mną przez te wszystkie lata 🙂 Teraz z „dojrzałością” spoglądam na wiele sytuacji, zdarzeń i emocji. Nie robię problemu z byle powodu. Przebywam z ludźmi, z którymi uwielbiam, lubię i chcę być. Nastąpiło to tak jakoś łagodnie, jakby samoczynnie. Nie zabiegam o kontakty, relacje z tymi, którzy ich unikają. Wolę ten czas przeznaczyć dla tych, których cieszy moja obecność bowiem akceptują mnie taką jaka jestem. Kieruję się teraz zasadą, że kocham ludzi, ale nie ze wszystkimi muszę żyć blisko, bądź się kontaktować. Jednakże wszelkie urazy szybko wybaczam i zapominam. I to nie dlatego, ze jestem jakąś samarytanką. Nie, nie. Robię to, bo wiem, że każdy może popełniać błędy, mylić się. A ja sama czuję się lepiej, gdy wybaczę. Idę do przodu i nie stoję w miejscu. Zostaje to za mną. Wyciągam tylko wnioski, czy chcę nadal kontynuować podróż z tą osobą, czy nie ma to już sensu. Czasami bowiem jest lepiej, gdy na rozstaju dróg każdy pójdzie swoją ścieżką.

Żyjąc świadomie mam w sobie  wewnętrzy spokój. Nie odczuwam presji, że muszę coś komuś udowodnić lub być kimś kim nie jestem. Żyję tak jak chcę i jestem wdzięczna za każdą podróż jaką jest dla mnie nowy dzień. Doświadczam życia w zgodzie ze sobą, nikogo nie naśladując, do nikogo się nie porównując. Nie jestem perfekcyjna i nie zamierzam być. Jestem sobą, robię co chcę i czuję się szczęśliwa, czego i Tobie Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku życzę, bo prawdziwe szczęście jest w nas, ono nie przychodzi znikąd.

Życzę Tobie i sobie dobrego dnia…

8 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *