Depesze – przejmujący reportaż z wojny amerykańsko – wietnamskiej …

„Depesze” to reportaż z wojny amerykańsko-wietnamskiej. Recenzja tej relacji jest kontynuacją poprzedniego postu, w którym mowa o „Smutku wojny” Bao Ninha https://www.zycieipodroze.pl/2018/06/27/smutek-wojny-ofiara-wojny-jest-zawsze-czlowiek/.  W jednej z tych pozycji możemy zobaczyć obraz wojny przedstawiony przez autora wietnamskiego biorącego udział w walkach, a w drugiej relację amerykańskiego pisarza, który był korespondentem wojennym. „Depesze” pokazują wojnę amerykańsko-wietnamską w taki sposób w jaki nikt jeszcze jej nie pokazał. To współczujące świadectwo wojny, lektura nie łatwa, ale potrzebna.

 

 

„Pojechałem na wojnę wiedziony prostackim, choć poważnym przekonaniem,

że trzeba umieć patrzeć na wszystko.

Poważnym, bo wprowadziłem je w czyn, a prostackim,

bo nie wiedziałem – dopiero wojna mnie tego nauczyła – że jesteś tak samo odpowiedzialny

za to, na co patrzysz, jak za to, co robisz”.

 

Michaell Herr w latach 1967-1969 pracował jako korespondent wojenny dla pisma ,,Esquire”. Był świadkiem wojny amerykańsko-wietnamskiej towarzyszącym żołnierzom na linii frontu. W książce „Depesze” opisał wydarzenia, których doświadczył, bądź o których słyszał. Malując językiem okopów obrazy pokazał  portrety ludzi przesiąkniętych wojną. Czynił to  zarówno z punktu widzenia obserwatora, jak i uczestnika wojny doświadczającego tych samych emocji co żołnierze. Kiedy latał Chinookami, czy też maszerował przez dżunglę, krył się przed ostrzałem lub palił marihuanę w obozie, Michael Herr czuł zmiany zachodzące w sobie, jak i  obserwował te zachodzące pośród żołnierzy. Wcale nie jest dziwne to, że po powrocie do kraju cierpiał na depresję. To co przeżył zarówno w czasie pobytu w Wietnamie, jak i po powrocie, doprowadziło do powstania książki, która została uznana za arcydzieło reportażu wojennego.

 

„ Może to była klasyczna sytuacja, może tęskniłem nie do lat sześćdziesiątych,

tylko do swoich dwudziestu paru, ale tęsknić zacząłem, jeszcze zanim którakolwiek z tych dekad się domknęła.

Tamten rok miał taką temperaturę, że wywołał chyba spięcie w całej dekadzie,

i to, co przyszło potem, to była jakaś mutacja, jakiś okropny 1969-X.

Nie chodziło tylko o to, że się starzeję:

czas wyciekał ze mnie, jak gdybym nosił w sobie odłamek amerykańskiej miny przeciwpiechotnej,

od którego można umrzeć, a na rentgenie i tak nic nie wyjdzie.

Hemingway opisał kiedyś, jak leżał ranny i przez chwilę udało mu się zobaczyć własną duszę:

cienka, biała chustka wysunęła się z jego ciała, popłynęła w powietrzu, a później wróciła.

Ze mnie wysuwał się raczej jakiś wielki, szary spadochron, a ja przez pewien czas trwałem w zwieszeniu,

czekając, aż się otworzy – albo i nie.

Moje życie i moja śmierć zmieszały się z życiem i śmiercią tamtych ludzi,

bez przerwy Tańczyłem Jak Ocalały między jednym a drugim, sprawdzając, co mnie bardziej pociąga,

chociaż nie pragnąłem ani jednego, ani drugiego.

W którymś momencie było już tak fatalnie,

że zacząłem myśleć o zabitych jako o tych, którym po prostu oszczędzono potwornego cierpienia”.

 

„Depesze” to prawdziwy majstersztyk i obraz tego, co działo się naprawdę na polach walki i poza nimi. To malowany słowami współczujący reportaż przedstawiający to, czego świadkiem był autor w czasie pobytu w Wietnamie i co postanowił pokazać światu. Pierwszy obraz amerykańskiego żołnierza walczącego w wojnie amerykańsko-wietnamskiej prosto z linii frontu. „Depesze” to relacja prawdziwa, przesiąknięta krwią rozlaną na wietnamskiej ziemi. Obraz drastycznych scen i wydarzeń chwytający za serce. Ukazuje niszczycielskie efekty wojny, szał zabijania i emocje, które temu towarzyszą. Są to strach, hipnotyczne wizje będące nierzadko efektem zażywania narkotyków i wypaczonej wojną psychiki oraz, co zatrważające i niewyobrażalne dla kogoś kto nie doświadczył wojny, surrealistyczne wręcz upojenie wojną. To rodzaj wojennego delirium, z którego już chyba rzadko kto będzie w stanie się wyleczyć. „Depesze” przedstawiają w bardzo obrazowy sposób to, jak wyglądało życie w strefie walk i jaki towarzyszył temu wszystkiemu chaos zarówno na polu walki, jak i w głowach walczących. Wojna, śmierć, chęć przetrwania, sugestywne oskarżenia to codzienność dla nich wszystkich.

 

„Czasem człowiek stawał jak wryty, totalna dezorientacja, zero wskazówek, i myślał:

„Gdzie ja, kurwa, jestem?”,

to był jakiś nienaturalny styk Wschodu z Zachodem, opłacony kalifornijski korytarz w głąb Azji,

który sobie wyrąbaliśmy, a potem już nikt nie pamiętał, po co”.

 

„Depesze” to niezwykle poruszający reportaż, który czyta się ze ściśniętym sercem, nie mogąc się od niego oderwać. W podróży czytelniczej z nim wciąż zadajemy sobie pytanie, jaki jest sens wojny i wszelkich działań z nią związanych? Dlaczego tak wielu musi ginąć, bądź przetrwać i nosić wciąż jej piętno w sobie? Czy wciąż musimy oglądać obrazy wojny przepełnione drastycznymi scenami, obłędem, chaosem, bezsensem i bólem oraz być świadkami koszmarnych i niezrozumiałych decyzji i wydarzeń? Dlaczego pomimo wielu świadectw wojny pokazujących towarzyszące jej zło, cierpienie, okrucieństwo, nieszczęście, gwałt wciąż one mają miejsce. Czy zapominamy o tym, że jej ofiarą jest zawsze człowiek?

50 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *